1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44
20.09.2012, Czwartek
Kolo południa wychodzimy w góry! Dzień bez hardcoru to dzień stracony. Nie
bierzemy więc mapy, ani za dużo jadła. Poprowadzi nas Paul. Wie że kiedyś, przed
laty, bywał tu i ówdzie, a nawet dookoła, ale już wiele nie pamięta, bo wtedy,
to się szło kilka dni, gdzieś tam, a nie jeden... Co prawda nie wybieramy się na
szczyty (teoretycznie), ale gdy po trzech godzinach marszu po grzbiecie kończy nam
się woda, opada gęsta pierzyna ciemnoszarych chmur i zaczyna grzmieć w oddali to
zaczynam się wkurzać.
Paul zapewnia że pogoda na tej wysokości tak ma, woda jest na 100% gdzieś tam
dalej... het, a Radek żądny hardcoru pędzi do przodu. Fortunnie ścieżka schodzi
z grzbietu wcinając się stopniowo w głąb doliny. W oddali rzeka, bydło
i szałasy! Sobie radę damy! Będzie dobrze!
Squatujemy
szałas. Szopa ma dwie sypialnie wyłożone starymi materacami i kuchnie
z paleniskiem, a nawet bieżącą wodę podciągniętą wężem ze strumienia. Gotujemy
pyszne spaghetti. Jutro podciągniemy wyżej.
|